Bogacze na całym świecie uwielbiają podróżować w lepszych warunkach
niż zwykli zjadacze chleba. Kolejarze już przed stuleciem stworzyli dla nich
najbardziej wystawne pociągi. Najsławniejszy z nich, „Orient Express”, stał
się synonimem bogactwa, świadkiem historii oraz ikoną popkultury.
Zanim na tory wjechały superwygodne wagony,
pierwsi podróżni gnietli się na drewnianych
ławach. Pierwsze wagony pasażerskie w Europie
były powozami, przystosowanymi do jazdy na
szynach. Ciasne, niewygodnie i zimne mogły
zaspokoić gusta zwykłych zjadaczy chleba, ale
nie elit.
Wraz z rozwojem technologii wagony stały
się większe. Pojawiło się więc miejsce na dodatkowe
wyposażenie, takie jak toalety, które
instalowano w przedziałach. W środku zrobiło
się też cieplej – małe, napełniane wrzątkiem
grzejniki zostały wyparte przez mocowane
wzdłuż wagonów rury, wypełnione parą z kotła.
W wagonach pierwszej klasy dodano też sporo elementów dekoracyjnych, m.in. zasłony czy
miękkie fotele.
Prezydencka lodówka
Amerykanie szybko zakochali się w kolei żelaznej.
Ze względu na specyfikę kraju, podróż pociągiem po
USA w XIX wieku była zupełnie inna niż na Starym
Kontynencie. Duch demokracji sprawił, że politycy
zarządzający koleją uznali, iż wagon jest miejscem
publicznym dostępnym dla wszystkich podróżujących.
Dlatego wszystkie wagony były takie same.
Ponieważ podróże w USA trwały znacznie
dłużej niż w Europie, trzeba było jednak zapewnić
lepsze warunki. Dlatego wprowadzono wagony sypialne. Na małych,
tapicerowanych kanapach
oddzielonych zasłoną spali
osobno mężczyźni i kobiety.
Człowiekiem, który położył
kamień węgielny pod budowę
luksusowych hoteli na szynach,
był amerykański biznesmen
i wynalazca George Mortimer
Pullman. W styczniu 1865 r.
zaprezentował swój pierwszy
wagon, ochrzczony imieniem
„Pionier”. Pomysł szybko okazał
się hitem.
Konstrukcja Pullmana miała szkielet, do którego
można było dopasować wiele typów luksusowego
wyposażenia. O pullmanowskim wagonie
zrobiło się głośno, gdy przewieziono nim ciało zamordowanego
w kwietniu 1865 r. prezydenta USA
Abrahama Lincolna. By zwłoki nie uległy rozkładowi,
Pullman kazał… obłożyć wagon lodem, tworząc
tym samym pierwszą chłodnię na szynach.
Masoni w wagonach
W ciągu kilku następnych lat Pullman zdominował
produkcję taboru w takim stopniu,
że zdołał przekonać przewoźników, by dopasowali
wysokość zadaszeń peronów do wymiarów swoich projektów. Jego wagony stały się światowym
standardem, ale sprytny wynalazca szedł
dalej. Zamiast małych i ciasnych kuchni w każdym
wagonie wprowadził wagony restauracyjne.
Model, który stworzył (kuchnia na końcu wagonu,
połączona korytarzem z salą ze stolikami,
ustawionymi wzdłuż ścian pod dużymi oknami),
obowiązuje do dziś.
W 1866 r. Pullman zaprezentował pierwszy na
świecie wagon hotelowy. Nazwał go tak nieco na
wyrost – Amerykanin zainstalował pośrodku zwykłego
wagonu sypialnego małą, mogącą obsłużyć
dwie jadalnie, kuchnię. Rok później powstała spółka
Pullman Palace Car Company, której celem był
stworzenie szynowego hotelu z prawdziwego zdarzenia.
Od tego roku każdy podróżujący wagonem
hotelowym miał do dyspozycji służącego.
Wkrótce wagony osiągnęły taki standard, że stały
się konkurencją dla… prawdziwych hoteli. Nic dziwnego,
że były masowo wypożyczane na potrzeby
zebrań politycznych i obrad dużych stowarzyszeń.
Rekord padł w Saint Louis – na potrzeby kongresu
masonów wypożyczono aż dwieście wagonów.
Belgijski wizjoner
Podczas gdy bogaci Amerykanie podróżowali
w luksusie, europejskie elity wciąż skarżyły się na
niewygodę w wagonach.
Przypadek sprawił, że pullmanowskim wagonem
podróżował młody belgijski inżynier George
Nagelmack, ... i doznał olśnienia. Szybko wrócił
do Europy i w 1876 r. założył firmę Compagnie
Internationale des Wagons Lits et des Grands
Express Europèens, specjalizującą się w luksusowych
wagonach. Wykazał się przy tym przenikliwością
nie mniejszą niż Pullman.
Belg słusznie uznał, że amerykański model
wagonów sypialnych raczej nie sprawdzi się
na Starym Kontynencie. Zaprojektował wagon
z korytarzem z boku i szeregiem kabin, zapewniających
odpowiedni poziom prywatności podczas
podróży.
Nowy wagon odniósł błyskawiczny sukces, ale
Nagelmackers wciąż marzył o superluksusowym
składzie, którym można by przemierzyć całą Europę.
Dopiął swego w 1883 r., gdy na peronie
paryskiego dworca stanął liczący pięć wagonów
pociąg „Express d’Orient”. Wokół niego tłoczyła
się paryska elita, która nie szczędząc pieniędzy
(bilety kosztowały zawrotną jak na tamte czasy
kwotę 500 franków), zdecydowała się ruszyć
w dziewiczy rejs po Europie.
Skład Nagelmackersa z Paryża dojeżdżał do
rumuńskiego Giurgiu, gdzie kończył bieg z powodu…
braku mostu na Dunaju. Pasażerowie,
przetransportowani promem przez rzekę, kontynuowali
podróż w skromniejszych warunkach aż do samego Konstantynopola.
Pudrowana dziczyzna
Jak wyglądał „Express d’Orient”? Nagelmackers
nie pożałował pieniędzy na wyposażenie.
Oprócz przedziałów sypialnych, których ściany
wyłożone były jedwabiem, goście mogli skorzystać
z palarni dla dżentelmenów i buduaru
dla dam oraz z łazienek wyłożonych mozaiką.
W wykończeniu wnętrz dominowały czerwone
plusze, orientalne dywany, aksamitne zasłony
i mahoniowa boazeria.
Na pierwszą, wystawną kolację szef kuchni
(przy pomocy trzech kucharzy, trzech pomocników
i dwóch pomywaczy) zaserwował: świeże
ostrygi, zupę z włoskim makaronem, turbota
z zielonym sosem, kurczaka a’la Chasseur, filety
z wołowiny „chateau”, dziczyznę z ziemniakami
w ziołach oraz budyń czekoladowy.
Kelnerzy polewali szampana i wino w eleganckich
frakach i przypudrowanych perukach. Trzeba
je było jednak szybko wycofać, bo podróżni skarżyli
się, że puder z peruk… sypie się im do jedzenia.
Pierwsza podróż trwała 67 godzin, a pociąg jechał
z średnią prędkością 80 km/h, co w tamtych
czasach przyprawiało o zawrót głowy.
Car maszynistą
„Express d’Orient” szybko zmienił nazwę na
„Orient Express”, a w 1889 r. wjechał do Stambułu
(wówczas jeszcze Konstantynopola). Gości nie
brakowało – entuzjastyczne recenzje tych, którzy
przejechali w nim całą Europę, sprawiły, że podróż
nim stała się dla wielu marzeniem.
Legendę najbardziej rozsławiały relacje z podróży
londyńskiego korespondenta „The Times”
Henry’ego Blowitza, który barwnym językiem
opisywał swoje kulinarne przygody w przedziale
restauracyjnym. Publikował też wywiady z monarchami (m.in. z królem Rumunii Karolem,
sułtanem Turcji Abdulem Hamidem II), którzy witali
przejeżdżający do ich kraju „Orient Express”.
Doszło nawet do tego, że podczas przejazdu przez
Bułgarię przez kilka godzin maszynistą składu
był… bułgarski car Borys III. Nic dziwnego,
że „Orient Express” stał się ulubionym pociągiem
koronowanych głów, które często podróżowały
osobnymi wagonami dołączonymi do podstawowego
składu.
Złote lata dekadencji
Sielanka trwała prawie 30 lat. Politycy i królowie,
którzy tak lubili „Orient Express”, swoimi
decyzjami doprowadzili do wybuchu pierwszej
wojny światowej, a co za tym idzie zawieszenia
linii. W 1916 r. Niemcy uruchomili swój substytut
„Orient Expressu” tzw. „Pociąg Bałkański”,
który kursował z Berlina przez m.in. Wrocław
i Belgrad, aż do Konstantynopola.
„Balkanzug” nie miał tylu luksusów co jego
poprzednik i odgrywał przede wszystkim rolę
propagandową. Prawdziwy „Orient Express” wrócił,
gdy ucichły ostatnie salwy. Trzeba było jednak
zmienić trasę, która od tej pory biegła przez
Szwajcarię (Lozanna) i Włochy (Wenecja, Mediolan)
aż do Stambułu. Połączenie to było możliwe
dzięki otwarciu szwajcarskiego tunelu Simplon.
Szalone lata 20. i 30. to szczyt popularności i złote
lata „Orient Expressu”. Pociąg obsługiwał trzy
linie: „Orient Express” (Paryż – Stambuł), Simplon
„Orient Express” oraz Arlberg „Orient Express”,
którego trasa wiodła przez Zurych, Innsbruck
i Budapeszt – skąd część wagonów kierowano do
Bukaresztu i Aten.
Zmienił się też przekrój społeczny pasażerów
– z połączeń coraz częściej korzystali przedsiębiorcy, którzy prowadzili swoje interesy
w całej Europie. Druga wojna światowa znów
przerwała kursy luksusowego pociągu.
Wielki powrót legendy
W warunkach zimnej wojny międzynarodowy
pociąg co rusz napotykał na kolejne przeszkody Kursy wznowiono co
prawda tuż po wojnie, ale
aż do 1951 r. skład nie dojeżdżał
do Aten, bo granica
jugosławiańsko-grecka była
zamknięta. Rok później Turcy
pokłócili się z Bułgarami
i także zamknęli swoje terytorium
dla pociągów jadących
z tego kraju.
W 1962 r. zredukowano liczbę
kursów „Orient Expressu”,
„Simplon Orient Expressu”
i „Arlberg Orient Expressu” oraz ilość stacji docelowych. Dziewięć lat później
linię przemianowano na „Direcy Orient Express”,
zaprzestano produkcji nowych wagonów, a istniejące
przekazano francuskim kolejom państwowym.
Ostatni skład z Paryża do Stambułu wyruszył
19 maja 1977 r.
Wydawało się, że luksusowy pociąg przejdzie
do legendy. Jednak amerykański milioner James
Sherwood postanowił przywrócić mu dawną sławę.
Odkupił oryginalne wagony z okresu międzywojennego,
wyremontował je i 25 maja 1982 r.
Orient Express ponownie wyruszył w podróż, tym
razem na trasie Londyn – Wenecja.
Od tego czasu legendarny pociąg kursuje
na różnych trasach. Nie zmieniły się ceny – za
bilety trzeba zapłacić średnio ok. 5-6 tys. euro.
Sam pociąg zwykle liczy 17 wagonów sypialnych,
które za dnia stają się osobistymi salonkami.
Wieczorem obsługa ponownie rozkłada
kanapy.
Aby zapewnić maksymalny komfort snu, pociąg
na noc często zatrzymuje się na bocznych,
cichych stacyjkach. Przedziały tradycyjnie posiadają
osobną toaletę i łazienkę. Nad bezpieczeństwem
i wygodą gości czuwa obsługa, która
liczy 44 osoby.
0 komentarze
Posts a comment