Wyraźne informacje na monitorach potwierdzają,
że dobrze trafiłem. Odnajduję swój wagon
(oznaczenia literowe) i czekam, a wraz ze mną
spory tłumek podróżnych. Jednak oni w większości
mają jedynie bagaż podręczny. Okazuje się, że
możliwość nadania większego bagażu do wagonu
bagażowego istnieje minimum pół godziny
przed planowym odjazdem pociągu.
Fotel zmieni kierunek
Na oczach podróżnych pociąg jest sprzątany.
Ekipa wyposażona jest w odkurzacze oraz wszelkie
rzeczy potrzebne do uzupełnienia braków
w toaletach i w części pasażerskiej. Wymienione
zostają zagłówki przy fotelach. Siedzenia przestawia
się w całym składzie w kierunku jazdy
pociągu. Można sobie
zażyczyć przy
zakupie biletu, aby 4 osoby
siedziały twarzą w twarz, ale nie
spotykam takiej opcji na początku
podróży.
Do pociągu wpuszczają 6 minut
przed planowym odjazdem. Ruszamy
(oczywiście po lewym torze)
z 7-minutowym opóźnieniem, ale
na trasie mającej prawie 1000 km
da się to chyba nadrobić?
Miejsca przy siedzeniu nadspodziewanie
dużo. Jadę klasą ekonomiczną,
a miejsca jest prawie
tyle, co w wagonie bezprzedziałowym
klasy 1 PKP. Klimatyzacja
sprawna, wyregulowana w wagonie
rozsądnie, a może nawet zbyt słabo, ponieważ
w innych wagonach jest chłodniej.
Obłożenie w moim wagonie rzędu ok. 95
proc., w innych ciut luźniej. Kontrola biletów
odbywa się tuż po odjeździe. Mimo
że bilet jest imienny, nikt nie ogląda dokumentu
tożsamości. Ba, biletu nawet
nie trzeba fizycznie posiadać. Konduktor
sprawdza w diagramie i „odhacza”.
Posiadacze wydrukowanego biletu
mają w czasie kontroli zaznaczony w kółeczku
numer miejsca do siedzenia.
Konduktor każdego podróżnego
zagaduje sakramentalnym „How
are you?”. Nie czeka przy tym na
odpowiedź, lecz wykonuje swoją
pracę i idzie dalej.
Śniadanie jak w samolocie
Po komunikacie nadanym przez głośniki zainteresowani
otrzymują karteczki na śniadanie
w wagonie restauracyjnym. Czas odbioru dla
poszczególnych wagonów jest także podawany
przez obsługę.
Na śniadanie są 2 słodkie bułeczki, dżemy,
masło i do wyboru kawa lub herbata, bez limitu
dodatki typu mleko i cukier. Koszt: 5,80
dolara australijskiego.
Posiłek podróżny otrzymuje do tekturowego
pudełeczka. Konsumpcja odbywa się na rozkładanym
stoliczku przy siedzeniu. Pudełko służy także
przy następnych posiłkach do zabrania jedzenia
i napojów z wagonu restauracyjnego.
Ciekawostką są miejsca w korytarzu, gdzie
znajduje się chłodna woda do picia i kubeczki jednorazowe. Wody nikt nie limituje, ale nie
widać kolejek do tego miejsca. Zwykle podróżni
posiadają własną wodę.
System dystrybucji posiłków wydaje się
sprawdzony. Doświadczam tego w porze lunchu.
Udaję się do wagonu, gdzie wydawane są posiłki.
Jako podróżny, który nie zamówił zestawu
w porze zamawiania, zostaję obsłużony z negatywnymi
emocjami ze strony pani serwującej
posiłki. Muszę też czekać 45 minut na realizację
zamówienia.
Przegoniony zajmuję zatem miejsce w wagonie
barowym, w części dla podróżnych. Zjawia się
pan konduktor, który informuje mnie, że powinienem
czekać w klasie ekonomicznej, ponieważ
na taką posiadam bilet. Tu jest część dla klasy
1. Dziwne, ponieważ wizualnie i jakościowo miejsca
te nie odbiegają od miejsc, które są w klasie
ekonomicznej.
Lunch, który wybieram, to pasta bolognese, do
tego piwo. W zestawie jest jeszcze bułka i masło.
Jedzenie dosyć smaczne. Koszt jest także atrakcyjny
– zapłaciłem 13 dolarów. Nie jest to wiele
w australijskich realiach.
Wagon barowy poza czasem wydawania posiłków
jest nieczynny. Dopiero od popołudnia
działa non stop. Po około 5 godzinach podróży
następuje zmiana całej obsługi pociągu.
Komfort i nowoczesność
Wagony klasy ekonomicznej, którą podróżuję,
zdominowane są przez kolor niebieski. Wykładzina
na podłodze oraz fotele są w tym kolorze.
Zasłonki i elementy wykończeń mają kolor
zbliżony do butelkowej zieleni. Nad siedzeniami
umieszczone są nawiewy powietrza. Brak niestety
indywidualnego oświetlenia. Wszystkie drzwi
w wagonach otwierają się na fotokomórkę.
Komfort podróżowania jest wysoki. W wagonach
nie trzęsie i jest tak cicho, że można
spokojnie rozmawiać. Pociąg ciągnięty jest
przez lokomotywę spalinową, ale nie czuje się
zapachu spalin.
Maksymalna prędkość, jaką osiągamy, to
120 km/h. Na odcinkach górskich, gdzie są zakręty
i tunele, prędkość spada. Widać też duże obciążenia
dla lokomotywy w czasie podjazdów na
wzniesienia. Różnica terenu chwilami jest bardzo
widoczna i aż podziw bierze, że w takich warunkach
posuwamy się z prędkością ok. 80 km/h. Nie
ma możliwości otwarcia okien, ale są one na tyle
duże i panoramiczne, że nie ma najmniejszego
problemu z podziwianiem widoków na zewnątrz.
W czasie zwiedzania pociągu spotykam wagon
z przedziałami, w którym każdy przedział ma
własny prysznic i toaletę. Początkowo ten wagon
wziąłem za klasę 1, ale okazuje się, że jest to
standard podobny do naszej kuszetki. W pociągu
znajduję też aparat telefoniczny i sporo gaśnic
– po 2 na każdy wagon oraz dużo miejsca na
wózki inwalidzkie. Nie znalazłem natomiast miejsca
do przewozu rowerów.
„Węzeł” w Wagga Wagga
Linia kolejowa jest jednotorowa, o dobrej jakości,
na betonowych podkładach. Na trasie, która podróżuję,
kursują wahadłowo dwa składy pasażerskie
Countrylink. Około 1.30 wyminęły się one na mijance
za stacją o aborygeńskiej nazwie Wagga Wagga.
Z pociągiem towarowym wymijamy się tylko raz.
Przez większą część trasy linia kolejowa biegnie
równolegle do drogi samochodowej, na której
ruch jest umiarkowany, aby nie powiedzieć
– bardzo słaby. Ogólne widoki za oknem to duże
przestrzenie, często pofalowane, z małą ilością
drzew. Można się zadumać, kontemplować...
Aż trudno uwierzyć statystykom, że w regionie
tym, czyli na wschodnim wybrzeżu Australii,
mieszka najwięcej ludzi na tym kontynencie.
Krajobraz zmienia się jakieś 120 km przed
Sydney. Dużo zieleni na pagórkowatym terenie.
Utworzono tu sporo parków krajobrazowych.
Ładne farmy, oczka wodne czy rzeczki. Po niemal
pustynnej monotonni robi to wrażenie.
Wzmaga się też ruch na torach. Mijamy transporty
towarowe i pociągi kolei podmiejskiej. Nie zauważyłem,
odkąd pojawiły się dwa tory, ale przypuszczam,
że mogło to się stać 200 km przed Sydney.
Podróżnych, którzy przejechali wraz ze mną
całą trasę, mogło być ok. 30 proc. Inni dosiedli
się na jednej z 13 mijanych stacji. Przyjazd
do stacji końcowej, Sydney Central – niestety
z 20-minutowym opóźnieniem.
0 komentarze
Posts a comment